To jest aż nieprawdopodobne, jak szybko można zapomnieć o elementarnej wdzięczności, jak szybko można pozwolić, żeby stwardniało serce.
Cykl rozważań Drogi Krzyżowej ks. Bartosza Kasprzyszaka, który stworzył je na podstawie swoich doświadczeń, emocji i przemyśleń związanych z utratą przed rokiem ukochanego ojca.
Czytaj więcej:
Stacja IX: Korozja serca
To już prawie koniec drogi ku Golgocie. Nasz Mistrz raz jeszcze upadł, przygnieciony ciężarem naszych grzechów. Setki ludzi wokoło, pewnie też tych, którzy pięć dni wcześniej krzyczeli: "Hosanna!", być może tych, którzy byli świadkami cudów. Trzy lata Jezus działał na niewielkim terenie Ziemi Świętej, więc trudno uwierzyć, by zapomnieli o tym, że skazali kogoś nieszkodliwego. Kogoś, kto pomagał, leczył, uzdrawiał, wskrzeszał.
To jest aż nieprawdopodobne, jak szybko można zapomnieć o elementarnej wdzięczności, jak szybko można pozwolić, żeby stwardniało serce.
Grzechem, który przygniatał Jezusa do ziemi, był m.in. grzech zawziętości, hardości w zwlekaniu z przebaczeniem. Brak przebaczenia niszczy duszę człowieka. Niewielu ludzi pamięta jednak o tym, że zamknięcie się na drugiego niszczy też ciało, wszak jesteśmy jednością duszy i ciała. Wielu lekarzy potwierdza fakt, że przebaczenie przyspiesza wyzdrowienie ciała, a jego brak może pogłębić chorobę.
Jezus prosi nas, abyśmy chcieli przebaczać 77 razy i jestem przekonany, że w czasie całej drogi krzyżowej robił to nieustannie. Oczywiście, mamy swoje granice cierpliwości, ale radykalne przylgnięcie do Mistrza z Nazaretu wiąże się z odrzuceniem tych granic. Dziesiątki spowiedzi za nami, setki razy Bóg przebaczył nam romans z szatanem, a nam tak trudno odrobić lekcje z przebaczania drugiemu człowiekowi, ale i sobie samemu. Bóg jeden wie, co jest czasem dla nas trudniejsze.
Nie można zatrzymywać przebaczenia. Trzeba odpuścić najszybciej, jak się da. Zdolność przebaczenia to nie jest jakaś władza nad drugim, w której poniżam drugiego, zwlekając z pojednaniem. Nie można zmuszać człowieka do płaszczenia się przed nami, bo serce może nam w międzyczasie skorodować.
Jako dorośli upadamy też, kiedy pozwalamy upaść tym, za których jesteśmy odpowiedzialni. Jezus, upadając na bruk, chce podnieść rodzicielską miłość, w której czasem brakuje zaufania ze strony dzieci.
Bardzo łatwo można stracić zaufanie do rodzica przez jedno zbagatelizowanie naszego dziecięcego serca. Pamiętam jedną sytuację z dzieciństwa, kiedy zostałem w przedszkolu poproszony o wykonanie zadania, w którym miał mi pomóc tatuś. Chodziło o zrobienie maski wilka potrzebnej do przedstawienia. Robienie ludzików z kasztanów, wypychanie watą serc, które trzeba było zanieść na roraty, pewnie nie jest dla rodzica jakimś trudnym zadaniem, ale maska wilka?
I kiedy już myślałem, że będę musiał powiedzieć pani, że tatuś nie zdołał pomóc, z pracy przyniósł mi najpiękniejszą maskę, jaką kiedykolwiek widziałem. Miałem wtedy 5 lat i pamiętam każdą emocję, strach przed zbagatelizowaniem dziecięcej prośby, dumę i spokój serca, że jednak zagram jutro w przedstawieniu. Byłem uratowany!
Wiedziałem, że tatuś to ktoś, komu mogę zaufać zawsze, ktoś, kto nigdy mnie nie zlekceważy. Po 30 latach znalazłem tę maskę w piwnicy. Jest moją relikwią.
Jezu, dobrze wiesz, jak wrażliwe są serca dzieci i jak łatwo je można zranić. Proszę Cię, błogosław rodzicom, aby nigdy nie bagatelizowali najdrobniejszej prośby swego dziecka. Daj im siłę, żeby przez lenistwo i wygodę nie zabili zaufania swoich dzieci.